Maj w zdjęciach


     Chociaż maj jest dla mnie najpiękniejszym wiosennym miesiącem, to dla mnie ten miesiąc był nadzwyczajnie ciężki. Niezwykle trudne i pełne niepewności dni rekompensowała wszechogarniająca przyroda, kwitnące drzewa, także bez i konwalie, których zapach uwielbiam i z niecierpliwością oczekują cały rok. 
Było dużo spacerów, myślenia, ale były też nowe współprace, fajne kosmetyki i przyjemne zabiegi. W końcu mogę też chodzić w ulubionych szpileczkach, nawet nie wiecie jakie one są wygodne. Nad Odrą wybudowano nową kawiarenkę i piękne miejsce do spacerów. Można wykupić sobie rejs i zawiesić oko na przystojniaków z rzecznego patrolu. 


Nigdy nie przestanę kochać kwiatów i będą mi zawsze towarzyszyć. Oczywiście nie może zabraknąć spacerów, ulubionego zapachu bzu, także perfum Roses de Chloe oraz ulubionej lektury. 


Piękna aura wywalała z domu na spacery. Nie zabrakło też ulubionych kosmetyków. Kolorowe uliczki, nastrojowe parki oraz kwitnące kasztany aż prosiły się o fotki. Żal tylko, że krem Bandi nie spełnił moich oczekiwań, a tak się cieszyłam tymi kosmetykami. 


Przyświecające słońce wymusiło noszenie dodatkowych okularów, które zakładam do czytania na ławce i przeglądania fotek na Insta. Koty przesiadują całe dnie na "tarasie", wracając przez uchylone okno tylko na hasło "lodówka". Przy okazji, Gryzelda zawsze mnie tak wita, kiedy wracam ze sklepu czy spaceru. :D Maj był też szczęśliwym miesiącem, bo na początku wygrałam wspaniały hydrolat chabrowy oraz olejek ze słodkiej pomarańczy. Miałam też okazję wypróbować płyn micelarny Biolaven, przyszedł również Happy Box od Farmony.



W pierwszej połowie maja byłam na komisji w ZUS, jechałam z ciśnieniem nie z tej ziemi, ale wracałam z pozytywną decyzją i radością w oczach. Nie na długo się pocieszyłam, ale o tym za chwilę. Po drodze trafiłam na wymarzoną osłonkę, w moim mieście w życiu takiej nie spotkałam, tu prawie nic nie można kupić. Nadal cieszyłam się piękną pogodą, zerwanym bukiecikiem konwalii z podwórkowego ogródka i wieczorem z koleżanką w pubie. 


Był wyjazd do Wrocławia na badania kontrolne, gdzie ponownie wykluczono obecność wirusa, raka wątroby, ale zalecono kontrole co pół roku. I dobrze, przynajmniej będę spokojniejsza. Uczciłam to musem truskawkowym i wizytą w nowych Helfach, skąd przywiozłam balsam i mleczko do demakijażu młodej marki Vianek. Nie mogło też zabraknąć Twojego Stylu i jedwabiu do włosów od Bosco Design. Są też kosmetyczni ulubieńcy. 



Na mojej szlachetnej twarzyczce był też wykonany peeling kawitacyjny aparatem Skin Master w Salonie Beaty Trawińskiej. Rewelacyjny efekt, polecam! :)


Vianek sprawdza się rewelacyjnie, Lavera przestała drażnić moją skórę, za to Sisi pogryzła mój kabelek od ładowarki. Był nowy wydatek, szkoda, że wcześniej jej na tym nie przyłapałam, ten miesiąc  był pozbawiony dochodów. ZUS nie uznał decyzji orzecznika, wysłał mnie na dodatkową komisję, po której znów muszę czekać około miesiąca na drugą decyzję. 


Gryzeldka robiła mi masaż pleców, towarzyszyła przy robieniu zdjęć na blog, a ja pisałam zdaje się tag o wieczornej pielęgnacji. Kupując leki w aptece udało mi się trafić w promocji krem z filtrem Vichy z kremem po opalaniu w gratisie. Wieczorami nakłuwałam intensywnie buźkę mezzo rollerem. Zachwycałam się i zachwycam nadal kremami od Femi. 


Mimo przeciwności losu nie trzymam się domu, nadal spaceruję i zbieram stokrotki, które też i koty lubią. Zamiast stać przy garach i pustej lodówce wybieram chałwę i zjadam ją w parku. 


Nadal zachwycam się kremami Femi, ich różanym zapachem i wędruję po parkach, po bulwarze nad Odrą i kieruję się na łąkę. 


Ostatniego dnia maja byłam na ponownej komisji, gdzie było trzech panów doktorów. Nie było strasznie, nie. Poza tym że myślałam że nie odnajdę wskazanego pokoju, na szczęście jeden z panów wyszedł po mnie. Badania nie powiem, też może nie byłyby stresujące, gdybym nie musiała rozebrać się do bielizny, dobrze że nie do stroju Ewy. Na decyzję muszę czekać około miesiąca. Wracając na dworzec wstąpiłam do Renomy, do Helfów, do Arkad, gdzie pocieszyłam się małymi zakupami i lodami u Grycana. Zamiast obiadu. Więc bólodupcy niech wsadzą gębę w kubeł i się cieszą, że są jeszcze zdrowi. NFZ spada na psy, nie wiadomo jak wy skończycie hejciory. :P Ja się nie poddaję i nadal spaceruję, a głowę myję różanym szamponem Matrixa. :))

Blog ratuje życie, koty i spacery również. Bez nich nie miałabym siły podnieść się z łóżka. Nie czuję się winna, że miałam pecha. Absolutnie. Czuję się trochę zmęczona, życiem, jakby kto się pytał czym.

Nie namawiam usilnie na obserwację mojego profilu na Instagramie, to ma być Wasza decyzja. Nie narzekam na braki, ale będzie mi bardzo miło. :)

Pozdrawiam wszystkich! :)


Komentarze

Jeśli podoba Ci się moja twórczość, będzie mi bardzo miło, jeśli postawisz kawę 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

instagram

Copyright © W Blasku Marzeń.