Pisać nadal się nie chce, ale coś napisać wypada, tym bardziej że kończy się ten piękny miesiąc. Piękna pogoda dopisywała nam prawie do końca, ale deszcz też jest bardzo potrzebny.
Tropikalne upały nie sprzyjały częstym spacerom, dlatego wychodziłam późnym popołudniem, albo wieczorem, podczas zakupów odpoczywałam w parku, a najczęściej jak najszybciej gnałam do domu, żeby złapać trochę oddechu. Na szczęście mieszkam na parterze i po zasłonięciu rolet nie odczuwam tego dyskomfortu. Koty za to mimo futra nie za bardzo chcą zostawać w domu, wystarczy otworzyć okno.
Kocury nie wypuszczą też mnie samej do sklepu. Odprowadzają, czekają grzecznie pod sklepem kradnąc swoją uwagę wśród przechodniów, kiedy wychodzę odprowadzają do domu.
Przyszedł taki dzień, że Maurycy nie wrócił. Zawędrował za daleko i trzeba było go szukać rozwieszając ogłoszenia. To były najgorsze dni. Nie mogłam spać, ani normalnie funkcjonować. Pozostałe koty też tęskniły, a ja wieczorami wychodziłam na poszukiwania.
Na szczęście po kilku dniach zadzwonił telefon, kotek odnalazł się pod multiboxem. Młodzi państwo poczekali na mnie, częstując go swoimi lodami. Poszłam po niego prawie biegiem z transporterkiem. Prawie biegłam przez pół miasta, chociaż byłam już umęczona po wizycie u weta z Gryzeldą. Maurycy poznał mnie od razu, podszedł, przywitał się i od razu wszedł do transporterka. W domu bardzo miło przywitany przez pozostałe koty od razu zabrał się do jedzenia. Objadł wszystkie miski, później długo się mył, aż w końcu usnął.
Mieszkając na parterze nie da się go jednak utrzymać w domu, szelma ucieka, o zatrzymaniu kocura w domu mogę sobie jedynie pomarzyć.
Postanowiłam kupić mu szelki. Niestety, nie z nim takie numery. Wyśmiał totalnie, położył się i nie chciał dalej iść. Nie i koniec. Szelki leżą w szufladzie.
W końcu umówiłam się na zaczipowanie kocurka. Zawiozłam rano do weta, dostał szybki strzał, swój numer i wróciliśmy do domu. Po drodze panicz trochę jeszcze pyskował, ale tym samym czarował wszystkich. Może chciał, żeby ktoś pomógł nieść te pół tony kota, bo ja co chwilę zmieniałam rękę. Na razie tylko jego zdążyłam zaczipować, nie da się wszystkich w jednym miesiącu. Nie wystarczyło już też na dodatkowe zarejestrowanie.
Lekko nie jest, a do wizyt u weta przyzwyczaja się Gryzelda i swoją chorobą spędza sen z powiek. Ktoś by pomyślał, że jeść nie dostaje, że ją głodzę, ależ nie! Ona ma apetyt za wszystkie koty, energię też za wszystkie koty. Biega, szaleje, ale straszliwie wychudła. Myślałam z początku, że to przez tą jej niespożyty energię. Wybieram specjalnie dla niej karmę wysokomięsną, dokarmiam mięskiem, podkrada mi kanapki, a mimo to chudnie.

Weterynarz stwierdził u kotki nadczynność tarczycy, obecnie dostaje zastrzyki, tabletki, widzę już niewielką, ale jednak poprawę. Już nie zwraca, nie gubi tak sierści, jest spokojniejsza. Ale do kontroli co tydzień trzeba chodzić, robić badania, a środków coraz mniej. Zaniedbałam inne sprawy, głowa ze stresu boli coraz bardziej, nie wiem jak to będzie. Przy czterech kotach łatwo nie jest, ubezpieczenie NFZ leczenia kota nie obejmuje. No cóż, zobaczymy jak to będzie dalej. Nie będę martwić się na zapas. Gdyby ktoś jednak chciał wesprzeć choćby małą
kawą https://buycoffee.to/wblaskumarzen.p będzie nam bardzo miło.
Miłej niedzieli! 🌞
I tak to z kotami bywa, że film się nagle urywa. Kocie wędrówki to temat na film przygodowy. Pozdrawiam. ;)
OdpowiedzUsuńA czasem byłaby to niezła komedia :D Również pozdrawiam :)
UsuńCałe szczęście, że Maurycy się odnalazł. Mam też nadzieję, że Gryzelda szybko wydobrzeje :)
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję, już jest poprawa. Leki jednak trzeba brać już cały czas :)
UsuńNajważniejsze że Maurycy jest już z Tobą. Życzę zdrówka dla Ciebie i Twoich kotków.
OdpowiedzUsuńMasz Ty się z tymi kotami :*
OdpowiedzUsuńTak samo można powiedzieć matce. Masz się z tymi dziećmi, najlepiej się ich pozbądź :p
UsuńŻyczę zdrówka dla całej waszej rodzinki.
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrówka dla całej waszej rodzinki.
OdpowiedzUsuńDziękuję Agnieszko :)
UsuńDobrze że kotek się znalazł. Ze zwierzętami jak z dziećmi, ciągle zmartwienia są.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że Maurycy wrócił do domu. Życzę dużo zdrowia dla Gryzeldy. Trzymajcie się! ;*
OdpowiedzUsuńDobrze że Maurycy się odnalazł trzymałam za niego kciuki, teraz trzymam i za drugiego kociaka
OdpowiedzUsuńNaprawdę to historia jak na film, aż czytałam w napięciu!
OdpowiedzUsuńEmocjonujący lipiec :D
OdpowiedzUsuńBardzo intensywny czas, pozdrawiam, BasiaW
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że tak się zamartwiałaś, jak kotek zniknął :(
OdpowiedzUsuńSuper że kot się odnalazł. Co do leczenia zwierząt to niestety są to koszty, zdrowia życzę dla Ciebie i kotów.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Tak się zastanawiam czy ja podołam temu leczeniu, jeśli zajdzie potrzeba leczyć ich więcej, bo nawet z jednym jest ponad moje możliwości.
UsuńKociaki wygrywają ten wpis bez wątpienia :)
OdpowiedzUsuńUdanego nowego miesiąca życzę :)
Dziękuję :) Koty zawsze wiedzą jak się ustawić ;)
UsuńOj przykra historia, ale całe szczęście, że Maurycy się odnalazł! Też bym nie spała jakby kotka mi zaginęła. Nie wyobrażam sobie już bez niej. My mieszkamy na 4 piętrze i na balkon wychodzi tylko na smyczy. Wcześniej bez, ale jak raz wskoczyła na parapet i zawędrowała na nim prawie do sąsiada, fundując mi przy tym prawie zawał serca to już inaczej nie ma. Niestety nie mogę zamontować siatki, bo nad nami już nikt nie mieszka i nie ma jak.
OdpowiedzUsuńMoja Trufla też na początku nie lubiła być na smyczy. Położyła się i koniec, ale powoli się przyzwyczaja. Na balkonie chodzi i wskakuje tam gdzie smycz jej pozwala.
Na spacerze byliśmy z nią tylko raz na razie, ale jakoś poszło. Jest mega ciekawskim kotem i raczej chyba nie będzie kotkiem "wychodzącym".
Życzę zdrowia dla Gryzeldy i spokojnego tego miesiąca :)
Dziękuję :) Też mieszkałam na 4 piętrze prawie 10 lat, dlatego Cię doskonale rozumiem. Ja mieszkam na parterze, nie jestem w stanie siedzieć przy zamkniętych oknach, natomiast nie osiatkuję, bo i tak wydaję na koty ponad swój stan, a nikogo raczej nie obchodzi, co będziemy jeść, płacić za leki, weterynarza, inne opłaty. Nie będę też w stanie tego czyścić, bo nawet nie mam już na to sił, ani męczyć powsinogę smyczą, jeśli już wcześniej był przyzwyczajony do samowolki :)
UsuńJak dobrze, że Maurycy się odnalazł cały i zdrowy :D Dużo zdrowia dla Gryzeldy! Wszystkiego dobrego, oby sierpień był spokojniejszy ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Też bardzo się cieszę, że zakończył się ten horror :)
Usuń