Światło świec i półmrok. Jak dawniej radzono sobie z zimą i długimi wieczorami
Zima od zawsze była porą wymagającą. Dni stawały się krótkie, światło gasło szybko, natomiast ciemność zapadała jeszcze przed kolacją. Dla naszych przodków nie był to jednak powód do narzekania, lecz naturalny rytm roku, który należało przyjąć i oswoić. Bez elektryczności, ekranów i sztucznego światła uczono się żyć wolniej, ciszej i bliżej siebie.
Świeca nie była dodatkiem, nie była też dekoracją. Świeca była dobrem cennym, wytwarzanym z wosku pszczelego lub łoju, używanym z umiarem i szacunkiem. Zapalana po zmroku, wyznaczała moment zakończenia pracy i początek wieczoru. Jej światło było słabe, nierówne, zmuszające do skupienia i bliskości. Przy jednej świecy nie dało się rozpraszać. Rozmowa, robótki ręczne czy czytanie miały swój rytm i tempo.
Półmrok nie był wrogiem. Pozwalał odpocząć oczom, wyciszyć myśli, oswoić ciszę. W wielu domach nie starano się rozświetlać całego wnętrza. Wystarczało jedno miejsce, jeden stół, wokół którego toczyło się życie.
Zimą dom stawał się prawdziwym centrum świata. Ogień w piecu dawał nie tylko ciepło, ale też poczucie bezpieczeństwa. Przy nim gromadziła się rodzina, tam opowiadano historie, przekazywano wspomnienia, uczono dzieci tego, co ważne. Długie wieczory sprzyjały rozmowom, na które latem brakowało czasu.
Prace domowe były spokojne i powtarzalne. Było to darcie pierza, cerowanie, przędzenie, naprawy. Ręce były zajęte, myśli mogły odpocząć. W tych prostych czynnościach kryło się ukojenie i poczucie ciągłości.
Zanim pojawiło się radio czy telewizja, wieczory wypełniały opowieści. Starsi ludzie odpowiadali o dawnych czasach, trudnych zimach, znakach pogody oraz obyczajach. Były też legendy, historie z pogranicza jawy i snu, opowieści, które tłumaczyły świat i uczyły ostrożności. Cisza była naturalną częścią tych wieczorów. Nie należało jej zagłuszać. Milczenie przy świecy miało w sobie coś kojącego, pozwalało zebrać myśli i wsłuchać się w siebie.
Brak sztucznego światła wymuszał inny tryb życia. Zimą kładziono się spać wcześniej, czasem praktykowano tzw. sen dzielony. Pierwszy sen po zmroku, krótka pobudka w środku nocy, a potem drugi sen do świtu. Organizm sam dostosowywał się do pór roku, a odpoczynek był głębszy i bardziej naturalny.



























