Mój rok 2016

   

       Na szczęście minął, chociaż znów jestem rok starsza. No trudno, trzeba być w końcu zdecydowaną i ustalić, ile tak naprawdę mam lat. No więc, żeby się nie ośmieszyć, niech to pozostanie moją słodką tajemnicą. Każdy ma tyle lat, na ile zasłużył.
No więc jaki był dla mnie rok 2016? Długo nad tym myślałam, trochę narzekałam. Ale mimo, że sporo marudziłam i narzekałam, to spotykało mnie również mnóstwo fajnych zdarzeń. Zacznę od początku, serdecznie zapraszam.

Jak zawsze, od kilku lat, w styczniu jestem zapraszana do przedszkola, czy szkoły na uroczystość z okazji Dnia Babci i Dziadka. mój wnuk Adaś, jako sześciolatek trafił do pierwszej klasy, a ja jako babcia, z okazji swojego święta miałam zaszczyt oglądać jego szkolny występ. Niestety, Adaś nie znosi tańczyć, bo to dla niego jeszcze jest głupie. Ostatecznie zgodził się zatańczyć... z kolegą. No i ze mną. Tak, wnuki prosiły babcie, a dziewczynki dziadka. Niestety, nie było komu nam zrobić zdjęcia, bo druga babcia tańczyła z dziećmi bez pary. Nie wszyscy dziadkowie mogli dotrzeć na to święto. Adasia i wnuczki szkoła była wtedy na wsi, gdzie z komunikacją nie jest tak łatwo. 


Adaś w pierwszej parze z kolegą. Na razie, liczmy, że kiedyś to się zmieni.


W lutym otrzymałam dwa fantastyczne zaproszenia. Jednym z nich był zabieg infuzji tlenowej i maski świetlnej do Hurtowni Kosmetycznej Cosnet we Wrocławiu. Na ten temat pisałam TU

Z okazji Walentynkowych Dni Otwartych razem z Justyną oraz Agnieszką zostałam zaproszona do Salonu Urody Beaty TrawińskiejMiałam wtedy pięknie pomalowane paznokcie oraz wykonaną analizę kolorystyczną, po której dowiedziałam się, że jestem wiosną. 


Panie były tak miłe, że kilka dni później zostałam zaproszona na odmładzający zabieg Thermi Smooth. Jest to pierwszy Salon w Polsce, który oferował ten zabieg. Pisałam o nim TU. Po zabiegu miałam tak piękną i rozświetloną skórę, że nie musiałam już robić makijażu. Ale to były dopiero pierwsze efekty, bo zabieg ten prowadzi do stopniowego namnażania fibroblastów, które to sprawiają, że skóra pięknieje robiąc się coraz gładsza. 


Zaraz po zabiegu trafiłam do Ani z wizytą, gdzie skomentowano "przecież ty zawsze pięknie wyglądasz", po chwili ... "naprawdę jesteś bez makijażu?" Później komplementów było coraz więcej i więcej.

Ale miałam też okazję pobyć z moją ukochaną wnusią Nikolką. 


W marcu byłam zaproszona na otwarcie Galerii Handlowej "Glogovia", o którym pisałam TU


Nie obyło się również bez zdjęcia pod ścianką... 


W kwietniu ponownie zostałam zaproszona do Salonu Urody Beaty Trawińskiej we Wrocławiu na Dni Otwarte, gdzie miałam okazję spotkać się, chwilę porozmawiać i zrobić wspólne pamiątkowe zdjęcie z panią Ewą Gawryluk, która jest twarzą tego Salonu. Patrzcie i podziwiajcie! Nie mnie, trochę się przygarbiłam. Miałam też chyba za ciasny żakiet.


Nie obyło się bez kolejnych zaproszeń na fantastyczne zabiegi. Tym razem w Salonie Urody Beaty Trawińskiej odmładzane było moje spojrzenie, o którym pisałam TU.


I kolejne zaproszenie było też na zabieg w maju, gdzie pierwszy raz miałam wykonany peeling kawitacyjny urządzeniem Skin Master Plus, o którym pisałam TU. Efekt jak zawsze fantastyczny, nie chwaląc się. 

Niestety, maj był również ciężkim miesiącem. Od maja rozpoczęłam walkę z pewną instytucją, która trwa i trwa. Samopoczucie jest sprawą subiektywną, a cudowne ozdrowienie przez urzędników tej instytucji. Urzędników, bo prawdziwy lekarz pomaga, nie pogrąża. Śmiem twierdzić, że pracują tam "lekarze" nieudacznicy, którzy zamiast leczyć, widzą tylko czubek własnego nosa. 


Kiedy nastały te ciężkie dla mnie dni, rozchorowała się również Gryzelda. Chudła coraz bardziej, a ja myśląc, że to robaki, ciągle zmieniałam jej leki. W czerwcu z tej okazji przyszły do mnie dwie wspaniałe panie nasłane z "troski" o moje "głodzone" koty. Pani Kamila i pani Magda okazały się wspaniałymi osobami, jako nieliczne z obcych nam ludzi, bardzo nam pomogły. Koteczka została dokładnie przebadana przez weterynarzy i okazało się, że jej chudnięcie jest na skutek ... stresu. Mój stres udzielał się jej i źle to na nią wpływało. Obie koteczki dostały wszystko, co tylko mogło im się przydać, Gryzelda dostała leki, a ja dostałam pomoc. Pomoc otrzymałam również od wielu osób bliższych i dalszych. Ten trudny okres bardzo zweryfikował moje znajomości i przyjaźnie. W tym czasie widać, kto zostaje z nami mimo wszystko, a kto bierze nogi za pas, albo jeszcze próbuje pogrążyć. 


Ale nie było znów tak tragicznie. Miałam również okazję w tym czasie poznać mnóstwo fajnych kosmetyków. Miałam też okazję zjeść mnóstwo fajnych rzeczy, wypić fantastyczne soki i delektować się owocami, które uwielbiam.


Miałam też okazję korzystać z uroków lata. Mimo, że czasem doskwierał mi upał, to jednak uwielbiam lato. 



Moje koteczki również nie miały powodów tego lata do narzekania. Psociły, ile się dało. Zjadały kwiatki z wazonika. Sissi podzieliła ząbkami kabelek od ładowarki  na czynniki pierwsze . Ponieważ mieszkamy na parterze, kotełki wygrzewały się na "tarasie". Obie są kotkami niewychodzącymi. Albo wygrzewają się na parapecie, albo na "tarasie", czyli na daszku nad wejściem do bloku.


W czerwcu równocześnie odbyły się chrzciny Nikolki i moje umówmy się, że ente urodziny. Otrzymałam mnóstwo prezentów, a także kwiaty w naturze i kwiaty w płynie.  W lipcu Nikolka skończyła 2 latka. Ale już zaczyna sobie latka dodawać!


Dzięki pomocy wspomnianym wspaniałym paniom Kamili i Magdzie, oraz fundacji Jagodzianki, w sierpniu moje kotki zostały wysterylizowane. Sterylizację zniosły bardzo dzielnie, czas po sterylizacji również, przy okazji nie zapominając o swoich harcach. Natomiast u weterynarza były bardzo grzeczne.


Gryzeldzie udało się nawet wyswobodzić po cichu z ubranka, bez rozwiązywania sznurków. Na szczęście nie uszkodziła sobie szwów, które następnego dnia i tak miały być zdjęte. Nie zmieniło to jednak ich kocich charakterków, Wzrósł apetyt, ale nigdy nie ustały ich psoty. Firany nadal są na kokardkach, a drzwiczki komód oklejone taśmą przed ciekawskimi zgryzotami. 


W sierpniu byłam również ponownie zaproszona na zabieg odmładzania metodą Thermi Smooth. Na zabiegu, ale innym była również moja 86letnia sąsiadka! Dzięki niej miałam darmową podróż i kolejny zabieg. Sąsiadka zapisała się na kolejny zabieg, co udaremniło jej zapalenie stawów, Wierzę jednak, że i tak w końcu pojedzie. Niestety, kolejnego zabiegu Thermi Smooth nie opisałam. Pisałam relację po wcześniejszych zabiegach tego typu i muszę powiedzieć, że efekty ciągle są. 

Wrzesień rozpoczął się protestem kobiet. Ponieważ mam dwie dorosłe córki, nie mogło mnie tam nie być. Mam naturę buntowniczą i nie pozwalam decydować za siebie. Życie jest życiem, za życiem jestem, ale jakiś porządek na tym świecie też musi być. Nikt za nas nie będzie decydować. 


Październik rozpoczął się stopniowym skracaniem moich długo zapuszczanych włosów. Najpierw byłam u fryzjera na miejscu, gdzie nie bardzo pani wyszło strzyżenie, mimo że uważa się za wielkiego fachowca. Niedługo potem zostałam zaproszona do salonu... no wiecie już gdzie. Opisywałam TU. Tego samego dnia, miałam też robiony cudowny masaż! Masaż gorącymi kamieniami, który postawił mnie na nogi. O masażu pisałam TU.  


Część listopada jednak nadal przechorowałam, ciągle mam kiepską odporność. Na szczęście... mam też trochę szczęścia. Udało mi się wygrać niejeden konkurs, i nie tylko na blogach.


Jeśli udało mi się pominąć jakiś konkurs to bardzo przepraszam. Czuję się szczęściarą. Listopad zakończył się wyjazdem na otwarcie nowego Ekopasażu Helfy we Wrocławiu, przy ul. Hubskiej. Miałam tam okazję nie tylko poczuć się jak w raju pełnym świetnych, naturalnych kosmetyków, zdrowej żywności, pachnących kadzidełek, ale też poznać wcześniej poznaną blogerkę i znaną stylistkę z Wrocławia, Krystynę Bałakier. Relację z tego wydarzenia przeczytacie TU. 


Dwa dni po wizycie w Ekopasażu Helfy, znów trafiłam do Salonu Urody Beaty Trawińskiej. Tym razem z okazji Mikołajek. Stamtąd zawsze wychodzę jak na skrzydłach, uśmiechnięta i naładowana pozytywnymi emocjami. Tym razem z odżywionymi i skróconymi włosami. Raczej już nie będę zapuszczać swoich włosów. Przyznam, że w moim wieku jest to trochę męczące, a ja leniwa jestem. Za to zawsze będę odświeżać swoją fryzurę w powyższym Salonie. Pierwszy raz od lat jestem naprawdę zadowolona ze swojej fryzury i kondycji włosów. O tym pisałam TU.


Grudzień minął bardzo szybko, choćby dlatego, że dni były bardzo krótkie, a jeszcze krótsze dzięki temu, że ogarnęła mnie jakaś niedźwiedzia senność. Była też nocna przygoda z pralką, kiedy na prośbę Ani szykowałam się do niej na weekend. W pośpiechu robiłam pranie, a że pralka już wcześniej odmawiała posłuszeństwa to, robiłam je etapowo. W pewnym momencie omal nie doszło do pożaru, a pralka się spaliła i zakończyła swój żywot. 

W ten sposób przesypiając grudzień dotrwałam do Świąt Bożego Narodzenia, które częściowo spędziłam u Ani, 


W ubiegłym roku nie miałam szczęścia być na żadnej konferencji ani późniejszych wydarzeniach. Albo z powodu złego samopoczucia, albo z powodów ekonomicznych. Od lipca do grudnia byłam tylko na zasiłku dla bezrobotnych. Żyję dzięki pomocy rodziny i przyjaciół. Liczę jednak, że ten ciężki dla nas okres szybko się zmieni.

W końcu nadszedł czas na podsumowanie. Mimo tych wszystkich przygód, muszę przyznać, że jestem szczęściarą. Dzięki lepszym i gorszym chwilom wiem, że warto wierzyć w ludzi. Na mojej drodze spotkałam osoby, które nie pozwoliły mi się smucić, które dbają o mnie do tej pory. Wiem, że mam kochającą rodzinę, kochające koty i wspaniałych przyjaciół. Mam też blog, który dodaje mi sporo radości. Piszę nie tylko dla Was, ale też dla siebie. Piszę dla własnego relaksu i nawet nie martwię się, że coś czasami mi się przypali, czy spali, bo wiem, że na lodzie nie zostanę. Dziękuję, że jesteście. :)

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam?

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!


Komentarze

Jeśli podoba Ci się moja twórczość, będzie mi bardzo miło, jeśli postawisz kawę 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

instagram

Copyright © W Blasku Marzeń.