Made with love. Stara miłość nie rdzewieje. Kula musująca DIY.


      Przychodzi taki czas, kiedy kobieta uwalnia wodze fantazji. Ale nie takiej fantazji erotycznej jak w komediach romantycznych, ale wodze fantazji kreatywności. Takie swoje małe szaleństwa i małe fantazje. To wcale nie miało być śmiesznie, chociaż śmiech to zdrowie. Zrobiłam pierwsze swoje kule musujące do kąpieli i chciałam się nimi z Wami podzielić. Ponieważ nie robiłam wszystkiego dokładnie jak z książki, ale według tego co mi podpowiedziała moja fantazja. Nie obawiajcie się, przetestowałam ją na sobie, skóra mi nie odpadła, nawet ma się dobrze. Zapraszam.

Pierwowzorem moich kul miały być kule z książki ,,Mydło i mazidło, czyli jak zostać czarownicą", o której niedawno pisałam (KLIK). W mojej kuchni zabrakło jednak kilku składników, więc moje oczy przeniosły się na DIY Patrycji, która zainspirowała mnie swoim pomysłem (KLIK). Mimo to zabrakło mi barwnika, a już nie chciało mi się gnać do sklepu (wszelkie moje fantazje rodzą się przy blasku księżyca), więc obyło się bez barwnika. Błagam, tylko nie porównujcie! Moje nie są takie piękne.


Składniki:

- 100 g soda oczyszczona 
- 50 g kwasek cytrynowy 
- suszone płatki róż 
- olejki, które miałam w zasięgu oczu
- witamina E (nie pamiętam, ale z trudem wylazło chyba 7 kropelek)
- olejek do masażu Cosnature, tyle ile potrzeba do scalenia masy
- resztki oleju Jojoba
- 10 kropel olejku eterycznego o zapachu róży
- różyczki powtykałam na potrzeby zdjęcia 


Żeby to wszystko wymieszać i się nie rozleciało, trzeba to jakoś wymierzyć, przydałaby się jakaś miarka, coś do ważenia, a ale przy blasku księżyca moimi myślami rządzi tylko fantazja. Za miarkę służyła mi kuchenna łyżka. No i oczywiście musiałam na coś schrzanić. Na początku zmieszałam sodę z kwaskiem cytrynowym i dolałam trochę olejków, ale że kobieca ciekawość nie zna granic, dołożyłam swoje trzy grosze, czyli dodatkowo dwie łyżki żelu aloesowego. Z lekka oszalała masa chciała już mi wyskoczyć z kubka, więc trzeba było to jakoś ułagodzić. Dolałam jeszcze trochę olejku, dołożyłam płatków suszonych, wlałam do swoich foremek i odstawiłam do lodówki na resztę nocy. Kiedy wyjęłam swoje kule, okazało się, że są konsystencji ciasta. Nie, ciasta na pewno nie chciałam wrzucać do wanny, więc sięgnęłam jeszcze odrobinę mączki ziemniaczanej. Ostrożnie dosypałam ją do swojej mikstury, wymieszałam, ulepiłam dwie kule i kolejny raz odstawiłam do lodówki.



Bez różyczek kule przypominają porcje lodu z bakaliami, ale za to jak pięknie pachną. Kule naszpikowałam różyczkami na potrzeby zdjęcia, do kąpieli natomiast wystarczyły już same zawarte w kuli. Kula wrzucona do wody powoli się rozpuszczała, delikatnie musując. Nie były to jakieś szampańskie efekty, ale jak na pierwszy raz nie było też źle. Olejki powodują, że kąpiel nie wysusza skóry, olejki eteryczne nadają relaksujący zapach, powodując jeszcze przyjemniejszą kąpiel. Jedynym minusem mojego pomysłu był wygląd wody po przestygnięciu, która wraz z rozdrobnionymi płatkami wyglądała trochę jak rozrzedzony rosół. Na szczęście nie zabiłam się wychodząc z wanny, skóra za to została lekko nawilżona.

To mój nie pierwszy eksperyment, ale też nie ostatni. Czasem lubię tworzyć coś nowego, lubię też od czasu do czasu eksperymentować w kuchni, co kończy się nieoczekiwanymi wrażeniami smakowymi. Miałam być kiedyś farmaceutką, los mnie z tej drogi trochę zawrócił, ale jak widać, stara miłość nie rdzewieje. Czasami lubię poeksperymentować. Też lubicie? 


Dzisiejszy post został napisany w ramach akcji ,,Wyjątkowy rok" organizowanej przez Michała z Twojego Źródła Urody . W akcji tej biorą udział też inne blogi, które gorąco polecam:


Jak Wam się podoba moja kula musująca? 

Pozdrawiam serdecznie! :)

Komentarze

Jeśli podobają się Tobie moje treści, będzie mi bardzo miło, jeśli wesprzesz mój blog 🙂

instagram

Copyright © W Blasku Marzeń.